Re: Scirocco GT II
: 06 lip 2020, 19:54
pisząc w tym wątku czuję się jakbym wszedł do zasnutej pajęczynami, starej piwnicy
widzę że forum już lekko przygasło bo i tych pięknych aut coraz mniej i ludzi którzy mają czas, energię i pieniądze aby o nie dbać.
Ostatnio szukałem drugiego samochodu bo małżonka mi zabiera coraz częściej i nagle sobie przypomniałem że przecież mam drugie auto ! Od pomysłu do realizacji więc spakowałem niezbędne narzędzia i pojechałem do sarkofagu w którym spoczywało od wielu lat zapieczętowane Sciro przykurzone prozą życia codziennego.
Pomyślałem myk myk zmienimy olej i rura do domku. Nic bardziej mylnego ale nie poprzedzajmy faktów. Po odpaleniu wszystko cacy, co prawda nie było kierunków ale to tylko śniedź wdarła. Silnik rozgrzany warczy w najlepsze więc czas na rundkę. Banan na twarzy od razu, rwie do przodu jak dziki.
Cała przyjemność prysła bo zapaleniu się lampy Alladyna. Co prawda nie świeciła się cały czas ale złowieszczo pomrugiwała lekko co jakiś czas. Ale nic to myślę, pewnie czujnik bo przecież 16V nie umiera nigdy.
Kilka dni później zaopatrzony w niezbędne przyrządy pomiarowe pojechałem znowu i zabrałem się do pracy. O ile ciśnienie na garach było względne (11,5/11,75/11/12) to nic nie zapowiadało dramatu jaki czaił się za rogiem. Po wpięciu czujnika ciśnienia oleju zrobiłem duże oczy. Otóż ciśnienie po rozgrzaniu na jałowym biegu wynosiło praktycznie ZERO. przy 2k rpm było to w porywach 1,5 bar.
Wiedziony niepoprawnym optymizmem pomyślałem że pewnie pompa nie wydala. Więc rachu ciachu pod auto i już pompa była w moich rękach. Miałem rację - była nieco wytarta ale pomiary szczelinomierzem jeszcze nie były takie złe. Myślę zajrzę do panewek, więc od czynu do realizacji ! O ile korby były cacy to już główne nosiły ślady zużycia ale bez tragedii. Jedynie pierwsza i ostatnia była zjechana do miedzi.
Wymieniam jak stoi ! Bez ściągania wału na partyzanta i w drogę ! Na szczęście przespałem się, ochłonąłem i stwierdziłem że tak się nie godzi, bo wiecznie będę jeździł struclem, który kicha, prycha i nigdy nie wiadomo czy dotrze do celu.
Tak więc zapadła decyzja o generalce z prawdziwego zdarzenia.
Silnik rozebrany co do śrubki, jest w szlifierni wyrok był bolesny - progi na cylindrach tak wielkie, że strugamy na drugi szlif a co za tym idzie tłoki nadwymiar 0,5. Znalezienie tych tłoków to temat na inną opowieść - znalezione z bólem w Rzeszy Kolbenschmidt.
Glowica pojechała dzisiaj i wyrok wydany na szybko również był niekorzystny - kilka gniazd zaworowych zapadniętych, hydrostaty zużyte po oględzinach konkretnych spodziewam się najgorszego.
Ale nic, robimy bo i co zrobić ? Dżentelmeni o pieniądzach nie rozmawiają, ale za sam remont silnika z tego co wiem to jakiś nienajgorszy dupowozik by się trafił.
widzę że forum już lekko przygasło bo i tych pięknych aut coraz mniej i ludzi którzy mają czas, energię i pieniądze aby o nie dbać.
Ostatnio szukałem drugiego samochodu bo małżonka mi zabiera coraz częściej i nagle sobie przypomniałem że przecież mam drugie auto ! Od pomysłu do realizacji więc spakowałem niezbędne narzędzia i pojechałem do sarkofagu w którym spoczywało od wielu lat zapieczętowane Sciro przykurzone prozą życia codziennego.
Pomyślałem myk myk zmienimy olej i rura do domku. Nic bardziej mylnego ale nie poprzedzajmy faktów. Po odpaleniu wszystko cacy, co prawda nie było kierunków ale to tylko śniedź wdarła. Silnik rozgrzany warczy w najlepsze więc czas na rundkę. Banan na twarzy od razu, rwie do przodu jak dziki.
Cała przyjemność prysła bo zapaleniu się lampy Alladyna. Co prawda nie świeciła się cały czas ale złowieszczo pomrugiwała lekko co jakiś czas. Ale nic to myślę, pewnie czujnik bo przecież 16V nie umiera nigdy.
Kilka dni później zaopatrzony w niezbędne przyrządy pomiarowe pojechałem znowu i zabrałem się do pracy. O ile ciśnienie na garach było względne (11,5/11,75/11/12) to nic nie zapowiadało dramatu jaki czaił się za rogiem. Po wpięciu czujnika ciśnienia oleju zrobiłem duże oczy. Otóż ciśnienie po rozgrzaniu na jałowym biegu wynosiło praktycznie ZERO. przy 2k rpm było to w porywach 1,5 bar.
Wiedziony niepoprawnym optymizmem pomyślałem że pewnie pompa nie wydala. Więc rachu ciachu pod auto i już pompa była w moich rękach. Miałem rację - była nieco wytarta ale pomiary szczelinomierzem jeszcze nie były takie złe. Myślę zajrzę do panewek, więc od czynu do realizacji ! O ile korby były cacy to już główne nosiły ślady zużycia ale bez tragedii. Jedynie pierwsza i ostatnia była zjechana do miedzi.
Wymieniam jak stoi ! Bez ściągania wału na partyzanta i w drogę ! Na szczęście przespałem się, ochłonąłem i stwierdziłem że tak się nie godzi, bo wiecznie będę jeździł struclem, który kicha, prycha i nigdy nie wiadomo czy dotrze do celu.
Tak więc zapadła decyzja o generalce z prawdziwego zdarzenia.
Silnik rozebrany co do śrubki, jest w szlifierni wyrok był bolesny - progi na cylindrach tak wielkie, że strugamy na drugi szlif a co za tym idzie tłoki nadwymiar 0,5. Znalezienie tych tłoków to temat na inną opowieść - znalezione z bólem w Rzeszy Kolbenschmidt.
Glowica pojechała dzisiaj i wyrok wydany na szybko również był niekorzystny - kilka gniazd zaworowych zapadniętych, hydrostaty zużyte po oględzinach konkretnych spodziewam się najgorszego.
Ale nic, robimy bo i co zrobić ? Dżentelmeni o pieniądzach nie rozmawiają, ale za sam remont silnika z tego co wiem to jakiś nienajgorszy dupowozik by się trafił.